piątek, 31 maja 2013
czwartek, 30 maja 2013
Jaki poryw miłości usprawiedliwiłby moją śmierć?
Umiera się za dom. Nie za sprzęty i mury.
Umiera się za katedrę. Nie za kamienie.
Umiera się za naród. Nie za tłum.
Umiera się z miłości do Człowieka, jeśli on jest podstawą Wspólnoty.
Umiera się jedynie za to, dla czego można żyć.
Antoine de Saint-Exupery
Umiera się za dom. Nie za sprzęty i mury.
Umiera się za katedrę. Nie za kamienie.
Umiera się za naród. Nie za tłum.
Umiera się z miłości do Człowieka, jeśli on jest podstawą Wspólnoty.
Umiera się jedynie za to, dla czego można żyć.
Antoine de Saint-Exupery
Moja cywilizacja, dziedzictwo Boże...
Moja cywilizacja jest spadkobierczynią wartości przyniesionych przez chrześcijaństwo.
[...]
Z kontemplacji Boga wypływała zasada równości ludzi, ponieważ wszyscy byli równi wobec Boga. I ta
równość była czymś zrozumiałym. Można być równym tylko wobec czegoś.
Moja cywilizacja, dziedzictwo Boże, uczyniła ludzi równymi wobec Człowieka.
Uczony winien był szacunek nawet palaczowi okrętowemu, ponieważ w nim czcił Boga,
którego Ambasadorem był także i palacz.
Jakiekolwiek byłyby wartości jednego człowieka, a mierność drugiego,
nikt nie mógł rościć sobie prawa do wtrącania drugiego w niewolę.
Nie poniża się Ambasadora.
Ten szacunek dla człowieka nie pociągał bynajmniej za sobą upodlającego korzenia się przed marnością, głupotą lub ignorancją, bo szanował przede wszystkim w człowieku godność Ambasadora samego Boga.
W ten sposób miłość Boga stwarzał między ludźmi stosunki szlachetne, ponieważ chodziło o stosunki między jednym Ambasadorem a drugim, niezależnie od ich wartości indywidualnej.
Moja cywilizacja, dziedzictwo Boże, ugruntowała szacunek dla Człowieka poprzez jednostki.
Rozumiem źródło braterstwa ludzi. Ludzie byli braćmi w Bogu. Można być bratem jedynie w czymś.
Jeżeli braknie łączącego węzła, ludzie będą po prostu żyli jeden obok drugiego, ale nie będą powiązani miedzy sobą. Nie można być bratem w oderwaniu.
[...]
Moja cywilizacja, dziedzictwo Boże, uczyniła ludzi braćmi w Człowieku.
Rozumiem znaczenie obowiązków miłości, których mnie uczono. Miłość była służbą Bogu w ludziach.
Należała się Bogu bez względu na wartość poszczególnego człowieka. Tego rodzaju miłosierdzie nie upokarzało obdarowanego, ani nie krępowało go więzami wdzięczności, ponieważ dar nie był skierowany do niego, lecz do Boga. Czynienie miłosierdzia nie przekształcało się nigdy w hołd składany miernocie, głupocie lub ignorancji. Lekarz miał obowiązek narażać swe życie lecząc najnędzniejszego z zadżumionych.
Służył w ten sposób Bogu. Nie poniżała go noc bezsenna, spędzona na czuwaniu przy łóżku chorego złodzieja.
Moja cywilizacja, dziedzictwo Boże, uczyniła z miłości bliźniego dar składany Człowiekowi poprzez jednostkę.
Rozumiem głęboki sens Pokory wymaganej od człowieka. Pokora nie poniżała go. Raczej wywyższała. W jej świetle widział wyraźnie swą rolę Ambasadora. Nakazując mu czcić Boga w drugim człowieku kazała jednocześnie czcić go w sobie i czuć się wysłannikiem Bożym, drogą Bożą. Kazała mu zapomnieć o sobie, aby mógł osiągnąć wielkość, bo jeśli człowiek przejmie się swoją ważnością, drogą, którą powinien być, staje się zagradzającym murem.
Moja cywilizacja, dziedzictwo Boże, głosiła także szacunek dla samego siebie, czyli szacunek dla Człowieka poprzez siebie.
Rozumiem wreszcie, dlaczego miłość Boga uczyniła ludzi odpowiedzialnymi jednych za drugich i nakazała im Nadzieję jako cnotę. Czyniąc każdego człowieka Ambasadorem tego samego Boga, w ręce każdego złożyła zbawienie wszystkich. Nikt nie miał prawa zwątpić, ponieważ był wysłannikiem kogoś większego od siebie. Rozpacz byłaby zaparciem się Boga w sobie. Ten obowiązek Nadziei można by wyrazić następująco: >>Uważasz się za tak ważnego? Jakaż zarozumiałość w Twojej rozpaczy!<<.
Moja cywilizacja, dziedzictwo Boże, zrobiła każdego odpowiedzialnym za wszystkich ludzi, a wszystkich za każdego. Jednostka winna poświecić się dla ocalenia zbiorowości. Nie chodzi tu bynajmniej o jakiś bezmyślny arytmetyczny rachunek. Chodzi o poszanowanie Człowieka poprzez jednostkę. O wielkości mojej cywilizacji świadczy fakt, że stu górników naraża swe życie dla ratowania jednego zasypanego towarzysza. Ratują człowieka.
W świetle tego rozumiem jasno sens wolności. To wolność wzrostu drzewa w polu, siły jego nasienia.
To klimat, w którym człowiek rośnie wzwyż. Wolność podobna jest do pomyślnego wiatru.
Tylko dzięki niemu żaglowce suną swobodnie po powierzchni morza.
[...]
Ale my roztrwoniliśmy nasze dziedzictwo, a gdy przeciwnicy wyczuli słabość - zostaliśmy zaatakowani. Nasi przeciwnicy chcą nam teraz narzucić nowe zasady, inne prawa moralne, inną religię.
Zwolennicy tej nowej religii nie pozwolą, by kilku górników narażało swe życie dla ocalenia jednego, który został zasypany. Stos kamieni poniósłby przez to szkodę. Należy dobić rannego, jeżeli utrudnia pochód armii. Będą oceniać dobro Wspólnoty według zasad arytmetyki i arytmetyka będzie nimi rządzić. W ten sposób nie włączą się w nic wyższego od siebie."
Antoine de Saint-Exupery
[...]
Z kontemplacji Boga wypływała zasada równości ludzi, ponieważ wszyscy byli równi wobec Boga. I ta
równość była czymś zrozumiałym. Można być równym tylko wobec czegoś.
Moja cywilizacja, dziedzictwo Boże, uczyniła ludzi równymi wobec Człowieka.
Uczony winien był szacunek nawet palaczowi okrętowemu, ponieważ w nim czcił Boga,
którego Ambasadorem był także i palacz.
Jakiekolwiek byłyby wartości jednego człowieka, a mierność drugiego,
nikt nie mógł rościć sobie prawa do wtrącania drugiego w niewolę.
Nie poniża się Ambasadora.
Ten szacunek dla człowieka nie pociągał bynajmniej za sobą upodlającego korzenia się przed marnością, głupotą lub ignorancją, bo szanował przede wszystkim w człowieku godność Ambasadora samego Boga.
W ten sposób miłość Boga stwarzał między ludźmi stosunki szlachetne, ponieważ chodziło o stosunki między jednym Ambasadorem a drugim, niezależnie od ich wartości indywidualnej.
Moja cywilizacja, dziedzictwo Boże, ugruntowała szacunek dla Człowieka poprzez jednostki.
Rozumiem źródło braterstwa ludzi. Ludzie byli braćmi w Bogu. Można być bratem jedynie w czymś.
Jeżeli braknie łączącego węzła, ludzie będą po prostu żyli jeden obok drugiego, ale nie będą powiązani miedzy sobą. Nie można być bratem w oderwaniu.
[...]
Moja cywilizacja, dziedzictwo Boże, uczyniła ludzi braćmi w Człowieku.
Rozumiem znaczenie obowiązków miłości, których mnie uczono. Miłość była służbą Bogu w ludziach.
Należała się Bogu bez względu na wartość poszczególnego człowieka. Tego rodzaju miłosierdzie nie upokarzało obdarowanego, ani nie krępowało go więzami wdzięczności, ponieważ dar nie był skierowany do niego, lecz do Boga. Czynienie miłosierdzia nie przekształcało się nigdy w hołd składany miernocie, głupocie lub ignorancji. Lekarz miał obowiązek narażać swe życie lecząc najnędzniejszego z zadżumionych.
Służył w ten sposób Bogu. Nie poniżała go noc bezsenna, spędzona na czuwaniu przy łóżku chorego złodzieja.
Moja cywilizacja, dziedzictwo Boże, uczyniła z miłości bliźniego dar składany Człowiekowi poprzez jednostkę.
Rozumiem głęboki sens Pokory wymaganej od człowieka. Pokora nie poniżała go. Raczej wywyższała. W jej świetle widział wyraźnie swą rolę Ambasadora. Nakazując mu czcić Boga w drugim człowieku kazała jednocześnie czcić go w sobie i czuć się wysłannikiem Bożym, drogą Bożą. Kazała mu zapomnieć o sobie, aby mógł osiągnąć wielkość, bo jeśli człowiek przejmie się swoją ważnością, drogą, którą powinien być, staje się zagradzającym murem.
Moja cywilizacja, dziedzictwo Boże, głosiła także szacunek dla samego siebie, czyli szacunek dla Człowieka poprzez siebie.
Rozumiem wreszcie, dlaczego miłość Boga uczyniła ludzi odpowiedzialnymi jednych za drugich i nakazała im Nadzieję jako cnotę. Czyniąc każdego człowieka Ambasadorem tego samego Boga, w ręce każdego złożyła zbawienie wszystkich. Nikt nie miał prawa zwątpić, ponieważ był wysłannikiem kogoś większego od siebie. Rozpacz byłaby zaparciem się Boga w sobie. Ten obowiązek Nadziei można by wyrazić następująco: >>Uważasz się za tak ważnego? Jakaż zarozumiałość w Twojej rozpaczy!<<.
Moja cywilizacja, dziedzictwo Boże, zrobiła każdego odpowiedzialnym za wszystkich ludzi, a wszystkich za każdego. Jednostka winna poświecić się dla ocalenia zbiorowości. Nie chodzi tu bynajmniej o jakiś bezmyślny arytmetyczny rachunek. Chodzi o poszanowanie Człowieka poprzez jednostkę. O wielkości mojej cywilizacji świadczy fakt, że stu górników naraża swe życie dla ratowania jednego zasypanego towarzysza. Ratują człowieka.
W świetle tego rozumiem jasno sens wolności. To wolność wzrostu drzewa w polu, siły jego nasienia.
To klimat, w którym człowiek rośnie wzwyż. Wolność podobna jest do pomyślnego wiatru.
Tylko dzięki niemu żaglowce suną swobodnie po powierzchni morza.
[...]
Ale my roztrwoniliśmy nasze dziedzictwo, a gdy przeciwnicy wyczuli słabość - zostaliśmy zaatakowani. Nasi przeciwnicy chcą nam teraz narzucić nowe zasady, inne prawa moralne, inną religię.
Zwolennicy tej nowej religii nie pozwolą, by kilku górników narażało swe życie dla ocalenia jednego, który został zasypany. Stos kamieni poniósłby przez to szkodę. Należy dobić rannego, jeżeli utrudnia pochód armii. Będą oceniać dobro Wspólnoty według zasad arytmetyki i arytmetyka będzie nimi rządzić. W ten sposób nie włączą się w nic wyższego od siebie."
Antoine de Saint-Exupery
Wolność.
"Jest rzeczą łatwą oprzeć ład jakiejś społeczności na zasadzie poddania każdego jej członka ustalonym raz na zawsze prawom. Jest rzeczą wygodną urobić tak człowieka, by ślepo, bez protestu, poddawał się rozkazom władcy lub przepisom Koranu. Ale osiągniecie o wiele wyższe polega na tym, by nauczyć go rządzić sobą i przez to uczynić go wolnym.
Co to znaczy jednak uczynić kogoś wolnym?
Jeżeli na pustyni uwalniam człowieka, który nie odczuwa żadnych pragnień, jakie znaczenie ma jego wolność? Wolnym może być tylko ktoś, kto do czegoś dąży. A zatem uwolnić tego człowieka znaczyłoby obudzić w nim pragnienie i wskazać drogę do studni. Wówczas dopiero stanęłaby przed nim perspektywa sensownego działania. Bezcelowe byłoby oswobodzenie kamienia, gdyby nie istniała siła ciężkości.
Oswobodzony kamień nigdy by się sam nie poruszył."
Antoine de Saint-Exupery
Co to znaczy jednak uczynić kogoś wolnym?
Jeżeli na pustyni uwalniam człowieka, który nie odczuwa żadnych pragnień, jakie znaczenie ma jego wolność? Wolnym może być tylko ktoś, kto do czegoś dąży. A zatem uwolnić tego człowieka znaczyłoby obudzić w nim pragnienie i wskazać drogę do studni. Wówczas dopiero stanęłaby przed nim perspektywa sensownego działania. Bezcelowe byłoby oswobodzenie kamienia, gdyby nie istniała siła ciężkości.
Oswobodzony kamień nigdy by się sam nie poruszył."
Antoine de Saint-Exupery
"Rozumiem, czym jest pokora. Nie jest poniżaniem siebie. Jest źródłem czynu. Jeśli chcąc się usprawiedliwić tłumaczę moje niepowodzenia fatalizmem, poddaję się fatalizmowi. Jeśli tłumaczę je zdradą, poddaję się zdradzie. Jeżeli jednak biorę odpowiedzialność za błąd, odzyskuję godność człowieka. Mogę wpływać na to, do czego należę. Należę do społeczność ludzkiej."
Antoine de Saint-Exupery
Antoine de Saint-Exupery
Ostatecznie idzie się ku temu, do czego się skłania...
"Jakżeż łatwo pomylić się co do sensu słów i intencji czynów!
Jeżeli ktoś idzie do domu, nie wiem czy zmierza ku miłości czy kłótni.
Muszę zapytać: >>Jaki to człowiek?<<. Dopiero wtedy będę wiedział , ku czemu się skłania i dokąd pójdzie. Bo ostatecznie idzie się ku temu, do czego się skłania."
Antoine de Saint-Exupery
Klęska... zwycięstwo...
"Klęska... zwycięstwo... Nie umiem posługiwać się tymi formułkami. Są zwycięstwa, które podnoszą na duchu, i takie, które osłabiają. Klęski, które zabijają, i klęski, które budzą energię.
Życia nie da się wyrazić przez stan, lecz przez ruch.
Jedyne niewątpliwe zwycięstwo to zwycięstwo ziarna, w którym drzemie ukryta siła. Ledwie zasiano je w czarną ziemię, ono już zwycięża. Ale musi upłynąć trochę czasu, by można było zobaczyć jego tryumf w zbożu."
Antoine de Saint-Exupery
środa, 29 maja 2013
Cywilizacja...
Cywilizacja jest dziedzictwem wierzeń, zwyczajów i wiedzy, zdobytych powoli w ciągu wieków, czasem trudnych logicznie do usprawiedliwienia, ale które usprawiedliwiają się same przez się jak drogi, jeśli rzeczywiście gdzieś prowadzą, ponieważ otwierają przed człowiekiem jego wewnętrzną przestrzeń.
Zła literatura mówiła nam o potrzebie ucieczki. Oczywiście, ucieka się, wyrusza się w podróż w poszukiwaniu przestrzeni. Ale przestrzeni znaleźć nie można. Trzeba ją zbudować. I ucieczka nikogo nigdzie nie zaprowadziła.
Antoine de Saint-Exupery
Zła literatura mówiła nam o potrzebie ucieczki. Oczywiście, ucieka się, wyrusza się w podróż w poszukiwaniu przestrzeni. Ale przestrzeni znaleźć nie można. Trzeba ją zbudować. I ucieczka nikogo nigdzie nie zaprowadziła.
Antoine de Saint-Exupery
"Wojna nie jest wcale prawdziwą przygodą, jest tylko jej namiastką. Przygoda polega na bogactwie powiązań, jakie stwarza, problemów, jakie stawia, dzieł, które dzięki niej powstają. Aby zmienić w przygodę zwykłą grę w orła czy reszkę, nie wystarczy zaryzykować w niej życia. Wojna jest chorobą.
Jak tyfus."
Antoine de Saint-Exupery
Jak tyfus."
Antoine de Saint-Exupery
Z Exupery'ego... Do chwilowej zadumy.
"Śmierć jest czymś wielkim. Jest nawiązaniem nowego rodzaju kontaktu z myślami, przedmiotami, przyzwyczajeniami zmarłego. Jest ustawieniem świata na nowo. Pozornie nie zmieniło się nic, a jednak zmieniło się wszystko. Stronice książki są te same, ale treść jest już inna. Aby naprawdę odczuć czyjąś śmierć, trzeba wyobrazić sobie chwile, kiedy potrzebujemy zmarłego. Wtedy dostrzeżemy jego brak. Wyobrazić sobie chwile, kiedy on by nas potrzebował. Ale on nas już właśnie nie potrzebuje. Wyobrazić sobie moment przyjacielskiego spotkania.I natrafić na pustkę. Trzeba spojrzeć na życie z perspektywy. Lecz perspektywa ani odległość nie istnieją w dniu pogrzebu. Zmarły nie stanowi jeszcze całości. W dniu pogrzebu rozpraszamy się w bieganinie, w ściskaniu rąk prawdziwych i fałszywych przyjaciół, w konkretnych drobiazgach. Zmarły umrze naprawdę dopiero nazajutrz, w ciszy i spokoju. Ukaże się nam cały, by wyrwać się w pełni z naszej substancji. Wówczas będziemy krzyczeć i płakać za tym, który odchodzi i którego nie jesteśmy w stanie zatrzymać."
Antoine de Saint-Exupery
Antoine de Saint-Exupery
"Umiłowana noc. W nocy rozum śpi, a rzeczy po prostu są. Te, które są naprawdę ważne, przybierają swój dawny kształt, ostają się destrukcyjnym analizom dnia. Człowiek składa razem kawałki i odzyskuje spokój rosnącego drzewa.
W dzień mogą być sobie kłótnie rodzinne, ale w nocy człowiek, co się kłócił, odzyskuje Miłość. Bo miłość jest większa niż cała ta zawierucha słów. I człowiek siada przy oknie, w blasku gwiazd, i czuje się znowu odpowiedzialny za dzieci, które śpią, za chleb, który trzeba przynieść do domu, za sen żony, która spoczywa obok, tak bardzo krucha i delikatna, i przemijająca. Nad miłością się nie dyskutuje. Ona jest."
Antoine de Saint-Exupery
W dzień mogą być sobie kłótnie rodzinne, ale w nocy człowiek, co się kłócił, odzyskuje Miłość. Bo miłość jest większa niż cała ta zawierucha słów. I człowiek siada przy oknie, w blasku gwiazd, i czuje się znowu odpowiedzialny za dzieci, które śpią, za chleb, który trzeba przynieść do domu, za sen żony, która spoczywa obok, tak bardzo krucha i delikatna, i przemijająca. Nad miłością się nie dyskutuje. Ona jest."
Antoine de Saint-Exupery
Subskrybuj:
Posty (Atom)